Jest wczesne popołudnie. Sobota. Zimno, co pewien czas pada. Jadę obejrzeć krzyż stojący przy lesie szczepanowickim i cmentarz choleryczny, o którym doskonale wiedziałam, że kiedyś w okolicy wioski Szczepanowice istniał, ale byłam przekonana, że śladu po nim nie ma. Kilka lat temu pytałam o niego ludzi z Mierzyna i zbyt zajęta innymi sprawami zrezygnowałam z wyjazdu do Szczepanowic, by tam o niego pytać. Jadę spotkać się z człowiekiem, który te miejsca doskonale zna. To pan Zbigniew Owczarek. Rozmowa z nim i jego otwartość oraz ciekawe opowieści nasuwają mi myśl, że to „dobry duch” – strażnik tego miejsca. Spotkanie z nim było możliwe dzięki zaangażowaniu kilku osób i sile środków teleinformatycznych. I oto jestem, rozmawiam z niezwykłym dla mnie człowiekiem, który na pytanie czemu ufundował krzyż i dba o te miejsca mówi bez namysłu: „To nasza historia, ktoś o takie miejsca musi dbać”. Prosta odpowiedź. Pokazuje mi metalowy krzyż ufundowany przez niego przy skraju lasu, mówiąc, że stoi jeszcze fragment starego i dodaje: „Dawniej ludzie wchodząc do lasu, przechodząc tędy modlili się. Ten krzyż drewniany, stary pamiętał mój dziadek, stał tu, gdy był małym chłopcem. Mając tutaj obok pole nie mogłem nie zadbać o niego. Święcił go wikary z Mierzyna na moim podwórku”.
Siąpi deszcz, a my wraz z rodzina Pana Zbigniewa, który dzisiaj sadził tutaj w ten sobotni poranek las, jedziemy obejrzeć doskonale im znany cmentarz choleryczny, bo często tu zachodzą i dbają o to miejsce. Trudno do niego dotrzeć, gdy się nie zna okolicy. Położony jest na skraju lasu. Podchodzimy, pan Owczarek pokazuje mi kapliczkę drewnianą wykonana przez pana Stanisława Lasonia, a przede wszystkim krzyż – kapliczkę ufundowaną … w roku 1918 przez księdza, który od wielu lat towarzyszy mi duchowo w odkrywaniu naszej małej Ojczyzny. To ks. Christoph, który chcąc upamiętnić zakończenie I wojny i jak mniemam wymienić stary krzyż na cmentarzu cholerycznym, stawia w tym miejscu nowy. Ogarnia mnie niesamowita euforia, bo znowu spotykam coś, co jest dowodem niesamowitej energii i działalności księdza. Napisy na kapliczce są bardzo cenne, przedstawiają bowiem daty pochówków: 1866 i 1873. Pan Zbyszek dodaje: „Cmentarz położony jest między wsiami Szczepanowice i Bujnice. Ludzie z tych dwóch wsi byli tu chowani w czasie epidemii cholery”. Miejsce jest dosyć spore, a liczne znicze dowodzą, że są tacy, którzy o tym miejscu pamiętają. W pewnym momencie mój przewodnik mówi: „Wie Pani, tu leży mój prapradziadek Łukasz Owczarek, mój dziadek miał kilka lat, gdy zmarł, ale doskonale pamięta, że Łukasz przyjechał z pola, upadł i już nie wstał. Tak powiadali i przekazywali sobie te informacje moi przodkowie”.
Po powrocie szybko sięgam do swoich źródeł i … jest Łukasz Owczarek, sołtys wsi Szczepanowice, zmarły na cholerę w roku 1866. Był synem Floriana Owczarczyka i Magdaleny z Wiewiórów. Urodził się w roku 1824 w Szczepanowicach, a w 1848 zawarł związek małżeński z Marianną Turniak. Mieli sporo dzieci, prawie wszystkie umierają w dzieciństwie. Są to: Marcin (1851-53), Wawrzyniec (1851-1855), Józef (1855-1856), Adam (1857-1861), Marcin (1860-?), Anna (1863-?), Marianna (1865-?). Odkrywam, że ojciec Łukasza zmarł kilka dni przed nim i też był ofiarą epidemii. Był to Florian, syn Mikołaja i Konstancji Owczarczyków. Zaś Mikołaj przywędrował do Szczepanowic z Bujnic, a więc mieszkał w sąsiedniej parafii i tu w Szczepanowicach poślubił w roku 1822- Magdalenę Wiewiorowską, a w roku 1838- Elżbietę Włodarczyk.
Cholera pojawiła się we wsi we wrześniu 1866 roku i trwała do listopada 1866 r, a jej pierwszą ofiarą był Józef Maras włościanin. Zabrała ze wsi 31 osób na 39, które tamtego roku zmarły. Pomór jaki przyszedł w roku 1873 był zdecydowanie większy. W całej parafii zmarły 202 osoby, a w Szczepanowicach było to 57 osób. Ówczesny proboszcz parafii Mierzyn ks. Bogusławski nie zapisywał powodu śmierci, wiem jednak ze tak ogromna ilość zgonów spowodowana był grasującą wtedy po naszych ziemiach epidemią. Całe serie zgonów z jednej wsi też niezbicie o tym świadczą. Czasami wymierały całe rodziny. Taką rodziną w Szczepanowicach była rodzina Lardów. Epidemia ta wedle XIX wiecznych badań przywędrowała do Królestwa Polskiego z Turcji, poprzez Odessę, Podole i Wołyń. Według moich obliczeń na cmentarzu tym spoczywa ponad stu parafian Mierzyna i Gorzkowic (przeważają zdecydowanie mieszkańcy Szczepanowic). Może warto odnowić kapliczkę, by przez następne dziesięciolecia była świadectwem naszej lokalnej przeszłości.